Jest
wiele wieczorów w moim życiu, kiedy siadam z książką i zapominam
o całym świecie. Gdy czytam to często podróżuje w głąb siebie
i odkrywam coś nowego. Taką książką, która pozwoliła mi odkryć
coś o czym nie miałam pojęcia albo czego się nie spodziewałam,
że odkryję jest „Hanemann”
Stefana Chwina.
Przez
pierwszych kilka kartek miałam wrażenie, że trafiłam na opowieść
skupiającą się na romansowym wątku. Oto gdański chirurg Hanemann
traci najbliższą sobie istotę i w jego życiu otwiera się
przepaść. Od tej chwili życie bohatera staje się utajoną
śmiercią, wybiera on życie w osamotnieniu, bierne trwanie w
zamkniętym pokoju o zasłoniętych oknach. Któż z nas w ten sposób
nie reaguje na cierpienie? Wiem doskonale jak to jest, kiedy po raz
pierwszy staje się w obliczu śmierci bliskiej osoby, chce się
wtedy wyć z bólu, uciec od życia, od jego biegu, chaosu, krzyku...
Schronić się w swym cierpieniu, bo tylko w ten sposób można
przetrwać.
Kiedy
człowiek zostaje sam, zupełnie sam to, co może podtrzymać go w
istnieniu? Chwin daje niezwykłą odpowiedź na tak postawione
pytanie.
Co
pozostaje z nami do końca? Do końca wierne są rzeczy.
Rzeczy
pozostają wierne człowiekowi, choć człowiek nie zawsze to sobie
uświadamia. Rzeczy czekają na odczytanie, zauważenie, na dotyk. W
chwili, kiedy nie ma drugiego człowieka rzeczy przejmują jego
funkcje.
Zadałam
sobie pytanie, co jest naprawdę takie niesamowite w tej książce?
Właśnie
to pochylenie się nad drobiazgiem: filiżanką z irysem, łyżeczką
czy klamką.
I co?
I
uświadomiłam sobie, że tysiące rzeczy przepływa przez moje,
nasze dłonie podczas całego życia i niemal wszystkie są
niezauważone, że rzeczy potrafią przetrwać dłużej niż
człowiek, że przepływają z rąk do rąk, a na każdej z tych
rzeczy zostawiamy ślad swojego istnienia. Wspólny los rzeczy i
ludzi sprawia, że możemy uczyć się jak bohater książki od
rzeczy wierności istnienia. Rzeczy pomimo swej kruchości nie liczą
się z potęgami, historią,a nawet z człowiekiem. Drobne i słabe
mogą uczyć nas paradoksalnie odwagi.
W
rzeczach tkwi dziwna siła i zgoda na świat taki, jaki jest. Ta siła
pozwala im przetrwać i przeczekać katastrofę, jaką by ona nie
była dla każdego z nas, by zająć się po niej tym, co zawsze.
Główny bohater znalazł w rzeczach to, czego zupełnie się nie
spodziewał, sens istnienia pomimo przemijalności. Rzeczy oswoiły
go z bólem.
Rzeczy
mają magiczną właściwość, są bramą do drugiego człowieka, są
niezwykłą bramą ponad czasem. Mogą nią być dzięki dotykowi, bo
tej samej filiżanki dotykają kolejni ludzie i w ten sposób
niezauważalnie komunikują się ze sobą. Dzieje się tak, ponieważ
każdy z nas zostawia na przedmiotach niepowtarzalny ślad, każdy-
także ja!
Wydaje
mi się, że teraz, kiedy dotykam dłonią filiżanki, wycieram z
kurzu stare zdjęcia, stylową lampę czy po prostu kroję chleb
nożem, „spotykam się” z tymi drobiazgami w inny sposób i tak
jak Hanemann uczę się od nich spokoju, wierności istnienia. Takie
spojrzenie na rzeczy uczy także innego spojrzenia na człowieka.
Jeśli przedmiot kryje w sobie tyle tajemnic, cóż dopiero człowiek!
„Hanemann”
to niezwykła książka, napisana przez niezwykłego pisarza o
niezwykłej wrażliwości, która pokazała mi inne spojrzenie na
świat tysiąca drobiazgów, który mnie otacza.
Polecam
z całego serca.
Agata
Szymańska
O
autorze można poczytać TUTAJ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz