poniedziałek, 8 października 2018

Recenzja 1: "Hanemann"



   Jest wiele wieczorów w moim życiu, kiedy siadam z książką i zapominam o całym świecie. Gdy czytam to często podróżuje w głąb siebie i odkrywam coś nowego. Taką książką, która pozwoliła mi odkryć coś o czym nie miałam pojęcia albo czego się nie spodziewałam, że odkryję jest „Hanemann” Stefana Chwina.
Przez pierwszych kilka kartek miałam wrażenie, że trafiłam na opowieść skupiającą się na romansowym wątku. Oto gdański chirurg Hanemann traci najbliższą sobie istotę i w jego życiu otwiera się przepaść. Od tej chwili życie bohatera staje się utajoną śmiercią, wybiera on życie w osamotnieniu, bierne trwanie w zamkniętym pokoju o zasłoniętych oknach. Któż z nas w ten sposób nie reaguje na cierpienie? Wiem doskonale jak to jest, kiedy po raz pierwszy staje się w obliczu śmierci bliskiej osoby, chce się wtedy wyć z bólu, uciec od życia, od jego biegu, chaosu, krzyku... Schronić się w swym cierpieniu, bo tylko w ten sposób można przetrwać.
Kiedy człowiek zostaje sam, zupełnie sam to, co może podtrzymać go w istnieniu? Chwin daje niezwykłą odpowiedź na tak postawione pytanie.
Co pozostaje z nami do końca? Do końca wierne są rzeczy.
   Rzeczy pozostają wierne człowiekowi, choć człowiek nie zawsze to sobie uświadamia. Rzeczy czekają na odczytanie, zauważenie, na dotyk. W chwili, kiedy nie ma drugiego człowieka rzeczy przejmują jego funkcje.
Zadałam sobie pytanie, co jest naprawdę takie niesamowite w tej książce?
Właśnie to pochylenie się nad drobiazgiem: filiżanką z irysem, łyżeczką czy klamką. 
I co?
I uświadomiłam sobie, że tysiące rzeczy przepływa przez moje, nasze dłonie podczas całego życia i niemal wszystkie są niezauważone, że rzeczy potrafią przetrwać dłużej niż człowiek, że przepływają z rąk do rąk, a na każdej z tych rzeczy zostawiamy ślad swojego istnienia. Wspólny los rzeczy i ludzi sprawia, że możemy uczyć się jak bohater książki od rzeczy wierności istnienia. Rzeczy pomimo swej kruchości nie liczą się z potęgami, historią,a nawet z człowiekiem. Drobne i słabe mogą uczyć nas paradoksalnie odwagi.
   W rzeczach tkwi dziwna siła i zgoda na świat taki, jaki jest. Ta siła pozwala im przetrwać i przeczekać katastrofę, jaką by ona nie była dla każdego z nas, by zająć się po niej tym, co zawsze. Główny bohater znalazł w rzeczach to, czego zupełnie się nie spodziewał, sens istnienia pomimo przemijalności. Rzeczy oswoiły go z bólem.
Rzeczy mają magiczną właściwość, są bramą do drugiego człowieka, są niezwykłą bramą ponad czasem. Mogą nią być dzięki dotykowi, bo tej samej filiżanki dotykają kolejni ludzie i w ten sposób niezauważalnie komunikują się ze sobą. Dzieje się tak, ponieważ każdy z nas zostawia na przedmiotach niepowtarzalny ślad, każdy- także ja!
  Wydaje mi się, że teraz, kiedy dotykam dłonią filiżanki, wycieram z kurzu stare zdjęcia, stylową lampę czy po prostu kroję chleb nożem, „spotykam się” z tymi drobiazgami w inny sposób i tak jak Hanemann uczę się od nich spokoju, wierności istnienia. Takie spojrzenie na rzeczy uczy także innego spojrzenia na człowieka. Jeśli przedmiot kryje w sobie tyle tajemnic, cóż dopiero człowiek!
Hanemann” to niezwykła książka, napisana przez niezwykłego pisarza o niezwykłej wrażliwości, która pokazała mi inne spojrzenie na świat tysiąca drobiazgów, który mnie otacza.
                                                                                                     Polecam z całego serca.
Agata Szymańska


O autorze można poczytać TUTAJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz